Jutro – dnia 19 marca – będziemy obchodzili uroczystość św. Józefa, oblubieńca Najświętszej Maryi Panny i patrona Kościoła powszechnego. Dzisiaj natomiast – w przeddzień tej uroczystości – powierzymy całą naszą rodzinę diecezjalną opiece św. Józefa. W 1050. rocznicę powstania naszej diecezji z ufnością oddamy jego opiece wszystkich mieszkańców archidiecezji poznańskiej, zjednoczonych jednym i tym samym węzłem wiary i chrztu świętego. Uczynimy to w przekonaniu, że opieka św. Józefa jest nam niezbędnie potrzebna dla zachowania i rozwoju dziedzictwa naszej wiary oraz dojrzewania naszego życia chrześcijańskiego.
W tym celu pragnę teraz zaprosić wszystkich obecnych tutaj wiernych do refleksji nad dwoma sprawami; najpierw nad tym, co to jest opieka świętego Józefa nad Świętą Rodziną a następnie nad tym, co znaczy jego opieka nad Kościołem.
1. OPIEKUN ŚWIĘTEJ RODZINY
a. Po pierwsze, Józef najpierw był opiekunem Świętej Rodziny. On we wszystkich okolicznościach życia strzegł Maryję i Jezusa, przyczyniając się do wypełnienia Bożych planów. Papież Jan XXIII podkreślił ten fakt w jednym ze swoich ostatnich przemówień: „Naprawdę osobliwy jest los tego wielkiego świętego: przypadło mu w udziale to, co najgorsze na ziemi i to co najlepsze mogło dać niebo. Nie posiadał on ani zaszczytów i chwały, ani pieniędzy i dostatku, ani władzy i poważania, ani miłości ziemskich i rozmaitych przyjemności, ani osobistej sławy czy też budzącego szacunek zawodu. Nie było żadnego powodu, dla jakiego sam mógłby się uważać, czy też być przez innych uważany za kogoś wybitnego. Nie posiadał nic z tego, co świat ceni. Gdy chciano Jezusa wyszydzić mówiono o Nim nie tylko, że jest wieśniakiem, i to wieśniakiem z Nazaretu, lecz również, że jest synem cieśli. Od Boga natomiast otrzymał św. Józef to, czego Stwórca nie powierzył nikomu innemu na świecie: ani najpotężniejszemu, ani najbogatszemu, ani najsławniejszemu, ani najbardziej energicznemu, ani – jednym słowem – najznakomitszemu z ludzi. Właśnie Józefowi Bóg powierzył swego Jednorodzonego Syna i tę nad wszelki wyraz subtelną istotę, jaką była Matka Jezusa i nikomu z ludzi nie było dane tak wielkie wyróżnienie od Boga i takie uniżenie od strony ludzi. Wielki Patriarcha z pewnością nie zastanawiał się wiele nad powierzonym mu niezmiernym zaszczytem strzeżenia niezrównanych skarbów, jakie Bóg mu oddał w opiekę, lecz dokładał wszelkich starań, by w pełni odpowiedzieć swej misji wiernego wykonawcy woli Najwyższego” (Jan XXIII, Przemówienie z 21.03.1963).
Jego odpowiedzialna troska o Świętą Rodzinę wyraziła się w tym, że całe swoje życie uczynił on służbą sprawie zbawienia. Ta służba objawiła się w sposobie, w jaki zatroskany oczekiwał narodzin Jezusa a potem z miłością je przyjął. W sposobie, w jaki spełnił pierwszy religijny obowiązek względem Dziecka, jakim było obrzezanie i nadanie Mu imienia, co potwierdziło w świetle Prawa jego adoptowane ojcostwo. W sposobie, w jaki – wypowiadając imię Syna – zapowiedział Jego misję. W jaki dopełnił obowiązku ojca, dokonując wykupu pierworodnego Syna w obrzędzie ofiarowania. W jaki – na wyraźne polecenie Boże – stał się obrońcą swojej Rodziny na wygnaniu. A potem – gdy Bóg wyznaczył mu czas powrotu – wrócił posłusznie do Nazaretu i czuwał nad dojrzewaniem duchowym Jezusem, który pod jego opieką „wzrastał w mądrości, w latach i w łasce”.
Tak, Bóg polecił Józefowi porażające zadanie wychowania Jezusa. Zadanie to dotykało bowiem unii dwóch natur Jezusa. Jako Bóg, Jezus od chwili poczęcia posiadał pełnię mądrości i wiedzy. Jako człowiek, poddany był prawom rozwoju jak każde inne dziecko, które trzeba wszystkiego uczyć i któremu trzeba wszystko tłumaczyć. Jezus nie robił niczego ponad to, co potrafią robić dzieci na poszczególnych etapach swojego rozwoju. Uczył się chodzić, mówić, czytać, uczył się na pamięć zdań z ksiąg świętych, poznawał dzieło stworzenia i zdumiewał się jego wspaniałością. Maryja i Józef Mu w tym pomagali (por Michel Gasnier OP, Józef milczący, Poznań 2013, 195-196). „O szczęśliwy św. Józefie! Tobie zostało dane, żeś Boga, którego wielu pragnęło widzieć, a nie widziało, słyszeć, a nie słyszało – nie tylko oglądał i słuchał, ale nosił, całował, ubierał i strzegł” – wołał św. Bernard.
b. Swoim zachowaniem Józef uczy dzisiejszych ojców, że mają oni nie tylko obowiązek zapewnienia bytu materialnego dziecku, ale przede wszystkim odpowiedzialność za jego wychowanie. Ojcowie nie powinien składać wychowania dziecka na barki nauczycieli czy wychowawców. Szkoła nie jest głównym nauczycielem, lecz wtórnym. Władza szkoły jest jej delegowana przez rodziców. Nie jest zadaniem szkoły zastępowanie rodziców. To rodzice winni wprowadzać dziecko w obowiązki i zaprawiać je do wierności Prawu Bożemu. To oni winni uczyć dziecko praw rządzących światem i sumieniem. Polska potrzebuje ojców sprawujących swoje funkcje w rodzinie na wzór św. Józefa. Potrzebuje ojców, którzy z całą odwagą i stanowczością – z pomocą łaski – obronią swoje rodziny przed każdym zagrożeniem zewnętrznym i wewnętrznym (por. Jarosław Hebel, Święty Józef wzorem troskliwego ojca).
Przykład św. Józefa jest dla nas wszystkich wyraźną zachętą do wypełniania z wiernością, prostotą i pokorą zadania, które nam wyznaczyła Opatrzność. Myślę tu przede wszystkim o matkach i ojcach rodzin. Modlę się, aby zawsze potrafili doceniać piękno prostego i pracowitego życia, troskliwie dbali o swoje małżeństwo i z entuzjazmem wypełniali wielką i niełatwą misję wychowawczą. Kapłanom, którzy są ojcami dla wspólnot kościelnych, niech św. Józef wyjednuje aby kochali Kościół czułą i ofiarną miłością. Osobom konsekrowanym niech pomaga wiernie i z radością żyć według rad ewangelicznych: ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Pracowników na całym świecie niech otacza opieką, aby wykonując różne zawody, przyczyniali się do postępu całej ludzkości, i niech pomaga, aby z miłością wypełniali wolę Bożą tak, by z ich pomocą urzeczywistniało się dzieło zbawienia (por. Benedykt XVI, Życie piękne w pokorze i ukryciu. Rozważanie przed modlitwą „Anioł Pański” – 19.03.2006).
2. OPIEKUN KOŚCIOŁA
a. Trzeba jednak pamiętać i o tym, że dom nazaretański – w którym Józef sprawował swoją władzę ojcowską – był jednocześnie zalążkiem powstającego Kościoła. Święta Rodzina była obrazem Kościoła. Stąd na św. Józefie nie tylko spoczywała odpowiedzialność Maryję i Jezusa, ale również za ogół chrześcijan w pewien sposób mu powierzonych. On sprawuje nad nami jakby ojcowską władzę (por. Leon XIII, Quamquam pluries).
O skuteczności tej władzy ojcowskiej św. Józefa w Kościele i rozmachu jego opieki św. Teresa z Avila tak pisała w swojej autobiografii: „Obrałam sobie za orędownika i patrona chwalebnego świętego Józefa, usilnie jemu się polecając. I poznałam jasno, że jak w tej potrzebie, tak i w innych pilniejszych jeszcze, w których chodziło o cześć moją i zatracenie duszy, Ojciec ten mój i Patron wybawił mię i więcej mi dobrego uczynił niż sama prosić umiałam […]. Innym Świętym, rzec można, dał Bóg łaskę wspomagania nas w tej lub owej potrzebie, temu zaś chwalebnemu Świętemu, jak o tym wiem z własnego doświadczenia, dał władzę wspomagania nas we wszystkim” (Księga życia 6, 6). „Nic – uczy Leon XIII – nie dopomaga skuteczniej do zachowania dziedzictwa wiary i do życia po chrześcijańsku, jak zyskanie sobie opieki św. Józefa” (Breve 1891).
Gdy więc – w XIX wieku – nadeszły dla Kościoła trudne czasy, papież Pius IX powierzył chrześcijan szczególnej opiece świętego Józefa i ogłosił go „Patronem Kościoła katolickiego”. Był bowiem przekonany, że – ze względu na wyjątkową godność jakiej Bóg udzielił swojemu najwierniejszemu słudze – Kościół święty może uciekać się do niego w największych potrzebach i niebezpieczeństwach. Że – kierowany głębokim pragnieniem wzbogacenia swego wielowiekowego istnienia prawdziwymi cnotami ewangelicznymi – może wzywać na pomoc św. Józefa. Może prosić go o to, aby – przez swoje wstawiennictwo u swego Syna, Jezusa Chrystusa – dał Kościołowi taką samą wierność i czystość serca, z jaką on służył Słowu Wcielonemu. Czystość serca, która polega nie tylko na wolności od grzechu, ale jest jednocześnie obecnością Ducha Chrystusowego w nas. Chrześcijaninem bowiem jest ten, kto ma tego samego Ducha co Chrystus.
b. Kard. Parolin – podczas swojej niedawnej bytności w Poznaniu – przypomniał nam, że 1050 lat chrześcijaństwa w Polsce to wielkie zobowiązanie. To wołanie o obecność tego samego Ducha, który był w Chrystusie w naszym dniu dzisiejszym. Żyjemy przecież w kraju: „który przez wieki zasłużył sobie na tytuł Polonia semper fidelis. Wierność względem Boga, Ewangelii i Stolicy Apostolskiej, wzbudziła szacunek i uznanie u innych narodów, czyniąc Kościół w Polsce bastionem wiary i chrześcijańskiego miłosierdzia, oraz światłem w ciemnościach, które niejednokrotnie ogarniały Europę. Niewątpliwie Polska pozostawała semper fidelis dzięki zakorzenionemu sensus fidei Narodu polskiego, przyjętego i wspieranego przez pasterzy, którzy budowali solidną duchowość ewangeliczną, pod patronatem Maryi, Królowej Polski. […]
Dzisiaj, po 1050 latach od utworzenia w Poznaniu pierwszego biskupstwa w Polsce jesteśmy wezwani „do kontynuowania i rozwijania tego cennego dziedzictwa, tego nieocenionego daru, otrzymanego od minionych pokoleń. Dzieje się to w zmienionym kontekście politycznym i społecznym, w nowym klimacie kulturowym, w warunkach, które – w pewnym stopniu – są radykalnie inne, niż w przeszłości, które wzywają was do odczytywania „znaków czasów” i do szukania coraz to nowych form obecności i świadectwa Kościoła oraz działalności duszpasterskiej. Trzeba umieć czerpać ze skarbca Kościoła nova et vetera i dostosowywać je do potrzeb ewangelizacji, podejmując i odpowiadając na wyzwania dzisiejszego świata, i pamiętając jednocześnie, co powiedział Sobór Watykański II, że „wszelka odnowa Kościoła w istocie polega na wzrastaniu w wierności jego powołaniu” (Unitatis redintegratio, 6). (Pozdrowienie kard. Pietro Parolina podczas Zebrania Plenarnego Konferencja Episkopatu Polski z okazji 1050. Rocznicy Chrztu Polski, Poznań, 15.04.2016)
c. Kontynuacja i rozwój 1050. letniego dziedzictwa naszej archidiecezji doznaje dzisiaj wielu przeciwności, na czoło których wysuwa się tendencja człowieka do zerwania więzi człowieka z Bogiem. Poddani procesowi sekularyzacji, ludzie zaczynają żyć w błędnym przekonaniu, że świat nie podlega żadnym innym normom poza tymi, które zostały ustanowione przez samego człowieka. Jest to rodzaj niebezpiecznego złudzenia, bo sekularyzacja nie rezygnuje wcale z nadziei na ostateczne zbawienie, tyle tylko, że lokuje je w sferze doczesnej. Ludzie i społeczeństwa żyjące w sekularyzującym się świecie poszukują swego ostatecznego spełnienia w doczesności, czego ubocznym efektem jest np. pogoń za dobrami materialnymi w przekonaniu, że są one w stanie zapewnić człowiekowi szczęście.
Pewien człowiek, który zwiedzał Luwr, zmęczony wielogodzinnym oglądaniem dzieł sztuki, powiedział do przewodnika. „Nie ma tu nic godnego oglądania. Jest tu zbyt wiele Madonn, zbyt wiele wizerunków Chrystusa”. Przewodnik odpowiedział: „Proszę pana, te obrazy nie podlegają osądowi. To pan mu podlega”. Podobnie cywilizacja, która odrzuca boskość i czyni wartości materialne ostatecznym celem w życiu, nie poddaje pod sąd teologii lub rozumu; poddaje osądowi samą siebie. Taka cywilizacja już została osądzona (por. abp Fulton J. Sheen, Myśli na każdy dzień, Sandomierz 2018, 124).
Spłaszczenie idei zbawienia wyłącznie do ziemskiego wymiaru jest śmiertelnym zagrożeniem dla samego człowieka, bo jej skutkiem człowiek nie jest już postrzegany jako stworzony na obraz i podobieństwo Boże, a jedynie jako jedno z wyżej rozwiniętych zwierząt. Wykasowanie prawdy o Bogu prowadzi do wymazania z oblicza człowieka tych cech, które ujawniają jego podobieństwo do Boga.
Całkowita sekularyzacja – ostrzegał Leszek Kołakowski – prowadzi też do totalitaryzmu w jego jawnej bądź zakamuflowanej formie. Z życia społecznego znika wówczas obiektywne kryterium rozróżniania dobra od zła. Jeśli nie ma prawa boskiego, to rozróżnienie dobra i zła może być ustanowione jakimkolwiek dekretem, przez kogokolwiek i przybrać jakikolwiek sens. Państwa, które nie chcą określić się moralnie poprzez tradycję chrześcijańską, w rzeczywistości obwieszczają, że są całkowicie wolne w określaniu tego, co sprawiedliwe lub niesprawiedliwe; że każde prawo jest dobre, od momentu, kiedy obowiązuje (L. Kołakowski, Jezus ośmieszony. Esej apologetyczny i sceptyczny, s. 50-51). W ten sposób stworzenie bez Stworzyciela zanika. „Bez Boga pozostają ruiny ludzkiej moralności. Każde prawdziwe dobro dla człowieka – a to jest sam rdzeń moralności – jest tylko wówczas możliwe, kiedy czuwa nad nim Ten Jeden, który „sam jest dobry” (por. ks. prof. Piotr Mazurkiewicz, Polonia Restituta. Dekalog dla Polski w 100-lecie odzyskania niepodległości).
d. Mając tego świadomość, powierzmy świętemu Józefowi sprawę odbudowania naszej więzi z Bogiem. A nie jest to wcale dzisiaj sprawą łatwą, ponieważ – z jednej strony – w naszych czasach szerzy się neopelagianizm, skutkiem którego człowiekowi, który żyje w skrajnej autonomii, wydaje się, że może zbawić się sam, bez uznania, że w tym, co jest w nim najgłębsze, zależy od Boga i innych. Do zbawienia człowiek stara się więc dojść o własnych siłach lub zdając się na czysto ludzkie struktury, niezdolne przyjąć nowość Ducha Bożego. Z drugiej zaś strony swoisty neognostycyzm proponuje zbawienie czysto wewnętrzne, ograniczone do subiektywizmu. Chce się w ten sposób wyzwolić człowieka z ciała i świata materialnego, w którym nie dostrzega się już opatrznościowej ręki Stworzyciela, a jedynie rzeczywistość pozbawioną sensu i podatną na manipulacje w zależności od ludzkich interesów (por. Kongregacja Nauki Wiary. List Placuit Deo).
Tego rodzaju zagrożenia więzi stworzenia ze Stwórcą potrzebują odpowiedzi w postaci szczególnego wsparcia przez „moc z wysokości” (Łk 24,49; Dz 1,8). Kościołowi, czyli nam wszystkim, potrzebna jest nie tylko obrona przed pojawiającymi się zagrożeniami, ale także umocnienie w podejmowaniu zadania ewangelizacji świata i nowej ewangelizacji obejmującej kraje i narody, w których niegdyś religia i życie chrześcijańskie kwitły a dzisiaj są wystawione na ciężką próbę.
Czterdzieści lub pięćdziesiąt lat temu łatwo było być chrześcijaninem; powietrze, którym oddychaliśmy i rodzinna atmosfera, w której dorastaliśmy, nie były czymś obcym wobec Kazania na Górze. Obecnie chrześcijaństwo jest przedmiotem ataku. Właśnie dlatego są to wspaniałe czasy, w których warto żyć. Łatwo jest być unoszonym przez prąd w dół rzeki; martwe ciała płyną z prądem. Aby stawić opór prądowi, ciała muszą żyć (por. abp Fulton J. Sheen, Myśli na każdy dzień, Sandomierz 2018, 120).
ZAKOŃCZENIE
A zatem, gdy nas przygniata zniechęcenie, pomyślmy o wierze Józefa. Gdy ogarnia nas niepokój, myślmy o nadziei Józefa, który ufał wbrew nadziei. Gdy opanowuje nas gniew czy nienawiść, myślmy o miłości Józefa, który jako pierwszy człowiek zobaczył ludzką twarz Boga w osobie Jezusa. Jak Józef nie bójmy się przyjąć do siebie Maryi. Od Niej, Matki Kościoła, dowiemy się, jak iść za jego pasterzami, jak kochać swoich biskupów, księży, diakonów i katechistów, jak słuchać ich nauczania i także modlić się w ich intencjach (Benedykt XVI, św. Józef wzorem wytrwałości w wierze – 19.03.2009). Jak zawierzać całe nasze życie – wraz z jego radościami i smutkami – pomocy i wstawiennictwu Opiekuna Świętej Rodziny. Amen.