O wierze, którą widać po tym jak okazujemy miłosierdzie i w jaki sposób podnosimy swój krzyż- mówił abp Grzegorz Ryś, podczas Mszy św. dziękczynnej za dar beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego i Matki Elżbiety Czackiej.
Mszy Świętej przewodniczył metropolita łódzki a wraz z nim koncelebrowali Eucharystię abp Władysław Ziółek, bp Ireneusz Pękalski, bp Marek Marczak a także kapłani archidiecezji łódzkiej.
W homilii abp Ryś nawiązując do Listu św. Jakuba podkreślił, że Kościół beatyfikuje i kanonizuje ludzi, których wiarę widać. I to nie dlatego, że się ze swoją wiarą obnoszą, ale widać ją po tym, jak żyją i postępują.
Po czym widać wiarę?- pytał dalej łódzki pasterz. – Wiarę widać po miłosierdziu, po stosunku do brata lub siostry. Do braci, którzy nie mają odzienia, którym brak chleba. W spotkaniu z takim bratem wiara może być widoczna lub nie widoczna. To zależy od naszej postawy wobec takiego brata – głodnego, potrzebującego – mówił.
– Wiarę też widać po tym jak bierzesz swój krzyż, w jaki sposób go podnosisz. Dwa znaki wiary to – miłosierdzie i podniesienie krzyża. Dwa znaki, po których widać wiarę. Można o nich mówić razem, bo miłosierdzie się odnosi do krzyża, który dźwiga ktoś inny. Wiarę widać po tym jak podnoszę krzyż drugiego i jak dźwigam swój krzyż – podkreślił abp Ryś.
Odnosząc się do uroczystości beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego i Matki Czackiej podkreślił, że w życiu tych dwojga widać, co tak naprawdę po chrześcijańsku znaczy krzyż. Powiedział, że opis aresztowania Księdza Prymasa czytał tylko raz, ale został mu w pamięci do dzisiaj: Prymas nie chciał się spakować, gdy po niego przyszli. – Mówił „mam brewiarz i różaniec i to mi wystarczy” . To była jego reakcja na krzyż. A druga była taka, że kazał opatrzyć ranę ręki swojego oprawcy, który zranił się podczas aresztowania- powiedział abp Ryś.
– Prymas w swoim dzienniku robił notatki. Napisał m.in., że nie czuje do nikogo urazy. I dalej: „wydaje mi się, że jestem w pełnej prawdzie i że nadal jestem chrześcijaninem, bo nie chowam do nikogo urazy i w uczuciach zamieniam nieprzyjaciół w braci”. – To jest krzyż, który jest miłością. Taki krzyż przestaje być szubienicą. Ten krzyż, z taką miłością przyjęty stworzył autorytet Prymasa. Autorytet ojca, który się zrodził z miłości, bo miłość jest płodna – zauważył metropolita łódzki.
Mówił także o Matce Elżbiecie, która zostawiła po sobie pozdrowienie: Przez Krzyż – Do nieba. – Dla niej krzyżem była utrata wzroku w wieku 22 lat. Jak ona podniosła ten krzyż ? Kiedy usłyszała od lekarza – nie będzie pani widziała za trzy miesiące. Ona po usłyszeniu tych słów zamknęła się w swoim pokoju na trzy dni. Po trzech dniach wyszła i poprosiła by ją spakować, bo chce pojechać na zachód Europy i uczyć się jak opiekować się ociemniałymi. Elżbieta Czacka przez ten krzyż stała się matką. Stała się matką nie tylko dla niewidomych. Wszyscy przy niej wzrok odzyskiwali. Dzięki niej wielu zobaczyło to co najważniejsze i niewidoczne dla oczu- mówił arcybiskup.
Na zakończenie swoich rozważań metropolita łódzki podkreślał, że my jako Kościół potrzebujemy znaku ich wspólnej beatyfikacji. – Ich beatyfikacja jest potwierdzeniem ich życia. Trudno ich zrozumieć jeden bez drugiego. To jest znak dla nas. To jest obraz Kościoła, w którym każdy ma jakąś rolę do spełnienia, jakąś misję do wypełnienia. Każdy inną i do zrealizowania w inny sposób, ale wszystkie potrzebne. Pan Bóg nam daje znak w tej wspólnej beatyfikacji. Budujmy Kościół razem – powiedział.
Na zakończenie Mszy Św. wierni zgromadzeni na stadionie, aby dziękować za dar beatyfikacji kard. Wyszyńskiego i Matki Czackiej, zaśpiewali „Te Deum” po którym Ksiądz Arcybiskup pobłogosławił wszystkich relikwiami nowych błogosławionych.
ekai.pl